Wiedziałam, że jestem przesądna i nigdy nie chodzę do wróżów i jasnowidzów. Uważałam, że to niepotrzebne kuszenie losu, bo i bez tego jest niczym wyszczekany i złośliwy nastolatek.
Przyznam się bez bicia, że "Dynia i jemioła" Anety Jadowskiej to pierwsza książka jaką miałam przyjemność przeczytać w tematyce świątecznej. Zawsze się bałam, że te historię będą wymuszone, może też pisane na szybko, co spowoduje męczącą lekturę. Na moje szczęście te wróżenia nie spełniły się, a książka przyniosła mi wiele przyjemnych i wesołych wieczorów.
Z twórczością autorki już dawno miałam do czynienia i muszę powiedzieć, że seria o Nikicie bardzo mi się spodobała- zapewne to także jeden z czynników, który zachęcił mnie do przeczytania tej pozycji. Szczerze mówiąc, zapewne osoby, które nie zapoznały się z buntowniczą i zadziorną Nikitą, nie będą miały uciechy z tej książki. Pojawia się tam wiele bohaterów, których można było poznać w wyżej wspomnianej serii. Czytając ją tak na "sucho" możliwe, że nie będziemy wiedzieć w wielu sytuacjach o co chodzi.
Kolejna rzecz, która wzbudziła moją ciekawość to tytuły opowiadań. "50 twarzy Baala", czyżby kłania nam się jeden z bestsellerów? "Jak pies z kotem", ktoś zaszedł komuś za skórę? "Noc potworów", będzie krew.. w święta? Patrząc na te tytuły, nie trzeba się zastanawiać, tylko łapać za koc i ciepłą herbatę!
Reasumując, książkę jak najbardziej polecę osobą, które zapoznały się z światem Nikity, uwielbiają zaskakujące i pomysłowe opowiadania oraz bohaterki, które swoim charakterem mogą podbijać świat.
Właściwie wtedy powinnam sobie uświadomić, że żyję pożyczonym szczęściem. Fuksem na kredyt. I że przyjdzie mi ten kredyt spłacić.